Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Czw 12:34, 30 Mar 2017    Temat postu: wiocha i luzik:)

Miejscowi cieszyli sie dobrym zdrowiem i chociaz Hamid zaproponowal im swe uslugi, nie napracowal sie. Raz zjawil sie chlopiec ze zlamana reka do nastawienia, potem jeszcze starzec, ktoremu usunal wrzody z nogi. Czasem chodzila za nim mala Idi. Wyraznie byla przywiazana do ojca i tesknila za jego towarzystwem. Nigdy nie spytala, czy wyzdrowieje, ale Hamid widywal, jak kuca nieruchomo przy lozku i przytula policzek do reki ojca. Poruszony godnoscia okazywana przez dziecko, spytal kiedys, w co bawila sie z ojcem. Dlugo sie namyslala, az w koncu odparla: "Mowil mi, co robi, i czasem pomagalam". Czyli musiala towarzyszyc mu w pracach gospodarskich i obchodach majatku, a Hamid byl tylko marnym, dalekim od idealu substytutem. Z poczatku sluchala jego opowiesci o dworze i miescie, ale bez specjalnego zainteresowania, i rychlo odchodzila do swoich malych, ale bardzo waznych obowiazkow. Tymczasem Hamida bezuzytecznosc wprawiala w coraz wieksza irytacje.

Odkryl, ze uspokajaja go spacery, i odtad niemal codziennie chadzal swa ulubiona trasa: najpierw w dol, do przystani, potem wzdluz wydm na poludniowo-wschodni kraniec wyspy, skad wreszcie widac bylo otwarte morze bez szemrzacego, zielonego dywanu trzcin. Nastepnie pokonywal najwieksza tutejsza stromizne, by dotrzec na niskie wzgorze ze zwietrzalego granitu narzuconego gdzieniegdzie ziemia. Stad tez widzial morze, a ponadto tamy plywowe, pola i mokradla. Na szczycie stala grupa wiatrakow lapiacych smuklymi skrzydlami podmuchy wiatru od morza. W koncu sciezka przebiegajaca obok Starego Gaju docieral z powrotem do gospodarstwa. Ze wzgorza Sandry dostrzegal jeszcze kilka domow, ale tylko ten jeden zwany byl gospodarstwem, jego wlasciciel zas gospodarzem albo panem Sandry, a gdy opuszczal wyspe, to po prostu Sandrym. Miejscowi nigdy zreszta nie oddalali sie od niej na dluzej, chyba ze w sluzbie korony. Zapuscili tu korzenie, pomyslal ironicznie Hamid, stojac na sciezce przy Starym Gaju i patrzac na drzewa.

Na innych wyspach, co do jednej, nie bylo zadnych godnych uwagi drzew. Karlowate wierzby nad strumieniami, troche przygietych do ziemi przez wichury ogrodow z rzadko rosnacymi jabloniami. Ale tutaj, w Gaju, rosly naprawde wielkie drzewa, niektore o poteznych pniach, co najmniej stuletnie. Wszystkie byly osiem - dziesiec razy wyzsze od czlowieka. Nie tworzyly ciasnego skupiska, kazde mialo dosc miejsca, by rozwinac szeroko korzenie i korone. W przestronnych nawach ponizej zielenilo sie troche krzakow, paproci i cienka, mila w dotyku trawa. W upalne, letnie dni, gdy prazace slonce wisialo nad morzem i lichy wiaterek ledwie poruszal gorace powietrze, tutaj zawsze panowal mily cien. Jednak Hamid nie wchodzil pod drzewa. Stal na sciezce i zagladal w polmrok pod gestym listowiem.

Niedaleko sciezki dostrzegl w Gaju plame slonecznego blasku. W jednym miejscu zimowe wichury obalily stare drzewo, i to pewnie z wiek temu, bo z pnia nie zostalo juz prawie nic, poza dlugim na pare jardow, trawiastym garbem. Nie wyroslo tu zadne nowe drzewo, ani samosiejka, ani zasadzone reka czlowieka, pienila sie tylko dzika roza, korzystajac ze slonca i kwitnac kolczascie na szczatkach pnia.

Hamid poszedl dalej. Z daleka dostrzegl dom, ktory zdazyl juz dobrze poznac, masywne, lupkowe dachy i zamkniete okiennice pokoju, gdzie siedziala Makali, czekajac, az sie przebudzi jej maz.

-Makali, Makali - mruknal pod nosem ze wspolczuciem i odrobina zlosci na te kobiete. Zly byl tez na siebie. I bliski uzalania sie nad soba. Ale lubil jej imie.

Po dluzszym pobycie na sloncu pokoj wydal mu sie szczegolnie ciemny, ale zdecydowanie, niemal gwaltownie, podszedl do lozka i odsunal przescieradlo. Sprawdzil puls, osluchal, obmacal.

-Zaczal chrapliwie oddychac - mruknela Makali.
test
PostWysłany: Pon 3:20, 15 Paź 2007    Temat postu: OFGWEPTqBlV

tester aposter

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group